czwartek, 11 lutego 2010

Męska wyprawa w Tatry - czyli "głupim" trzeba być

Jacek
Mój kolega z byłego miejsca pracy, nazwijmy go tu pan S. miał takie powiedzenie - Baby głupie są i już. Mnie daleko do męskiego szowinizmu, koledze pewnie też, ale mógłbym się pokusić o pewnego rodzaju modyfikację tego hasła i zaproponować następujące motto życiowe, po naszym z Jankiem wyjeździe- Głupim trzeba być i już.

Tak sobie bowiem uświadomiłem któregoś dnia, że aby wejść w pewne sytuacje to trzeba być po prostu "głupim", znaczy nie zdawać sobie sprawy ze wszystkich konsekwencji naszego działania. Bo jak już człowiek zacznie wyciągać te wszystkie ale, to... paraliż gotowy.
Tak samo było z wyjazdem w góry. Gdybym tak przed wyjazdem usiadł i pomyślał, spróbował sobie wyobrazić jak to będzie, kiedy po kilku godzinach łażenia, bez kondycji (bo od dwu miesięcy) nic nie trenowałem, będę wchodził pod górę, przez jakieś 45 minut, non stop. I gdybym wyobraził sobie ten wysiłek który będzie towarzyszył każdemu krokowi, to łapanie oddechu i świadomość, że jeszcze nie wiadomo jak długo do cholernego końca tej góry, to - zostałbym w Warszawie:) A zatem - Głupim trzeba być i już.

Ponoć ludzie dzielą się na tych co: myślą a później działają i tych co najpierw działają, a później myślą. Jeszcze rok temu zaliczyłbym się do jeszcze innej kategorii. A dokładnie do kategorii ludzi, którzy myślą, później jeszcze myślą i jeszcze myślą, a w końcu tłumaczą sobie, że to działanie to i tak by było bez sensu. Na szczęście Szef czuwa nade mną i uczy mnie nawet wtedy, kiedy nie mam na to najmniejszej ochoty. Dzięki temu ostatnio zacząłem być w końcu trochę "głupi". I Bogu dzięki, bo tylko dzięki temu wreszcie zamiast myśleć tylko, zacząłem też działać. I co więcej, mieć z tego wielką radochę.
Bo gdybym tak np. kiedy w czerwcu ubiegłego roku rozmawialiśmy z Józefem, że fajnie byłoby coś zrobić z facetami i dla facetów, którzy są wokół nas, zaczął przewidywać ile to rzeczy trzeba zrobić aby zorganizować taki np. wyjazd, albo zrobić bloga, o czym nie miałem zielonego pojęcia - to pewnie dałbym sobie spokój i machnął ręką. A tak, po prostu zaczęliśmy działać i kiedy teraz patrzę wstecz, to jestem pod wrażeniem ile udało nam się razem zrobić, w ilu miejscach byłem, ile super ludzi poznałem. A zatem - Głupim trzeba być i już.

Wracając zaś do wyjazdu z Jankiem. Jak zwykle było rewelacyjnie. Przyjaźnimy się z Jankiem juz od wielu lat i lubię spędzać z nim czas. Dzięki niemu też polubiłem znów góry, do których przez lata miałem dużą awersję. Polubiłem to zmęczenie które towarzyszy wysiłkowi wdrapywania się pod górę. Przypomniałem sobie, że przez lata brakowało mi tego fizycznego wysiłku, który znajduję też w górach. Nie ma nic lepszego jak wrócić zmachanym, usiąść w dobrej knajpce, zjeść dobry obiad i odpoczywać - po wysiłku. Myślę, że my mężczyźni, po prostu potrzebujemy tego, aby czasem pot lał się nam za przeproszeniem z tyłka. W Warszawie nieczęsto jest ku temu okazja. Czasem trafi się jakiś remont, czasem wysiłek przy uprawianiu sportu, ale w terenie jest jeszcze coś extra - piękne widoki. I to co lubię - poczucie, że ten facet obok, tak jak ja też walczy ze swoim zmęczeniem, ze swoją słabością.

A poza tym mieliśmy codzienne, wspólne laudesy. To dzięki Jankowi zacząłem modlić się codziennie laudesami - za co w tym miejscu - wielkie dziękuję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz