Wywiady

UWAGA EPIDEMIA! - NIEDOJRZALI MĘŻCZYŹNI


Liczba niedojrzałych mężczyzn przyjmuje charakter epidemii - uważa seksuolog Zbigniew Lew-Starowicz.

... Ojcowie są z reguły nieobecni.
- Powiem więcej: mężczyźni są nieobecni - ogromnie brakuje wzorców męskich. Ojciec jest nieobecny w domu, politycy nie budzą zaufania, hierarchowie kościelni też nie za bardzo, generałowie zniewieścieli. Szkoła też jest sfeminizowana. Nie ma wzorów w filmach i serialach. Polski katolicyzm sprawia, że mamy więcej kobiecego pierwiastka kulturowego. Nasz kraj ma zdecydowanie żeński charakter. Kobiety mają dużo silnych wzorców kobiecych, łącznie z kultem maryjnym. Natomiast mężczyźni w religii nie mają wzorców męskich. Liturgia w Kościele ma charakter żeński, kult maryjny ma charakter żeński, księża to są mężczyźni w sukienkach. W krajach zachodnich księża chodzą w garniturach i koloratkach. Inaczej mówiąc: od strony kulturowości nie dochodzą wzorce męskie.

Wielką winę w kształtowaniu niedojrzałych mężczyzn ponoszą nadopiekuńcze matki, które niczego nie wymagają, a na dodatek nie wyciągają wobec chłopców żadnych konsekwencji za niewypełnione obowiązki, nawet te ograniczone do minimum. I w dodatku wysyłają sprzeczne komunikaty. Mówią mu: "Bądź męski, mężczyzna nie płacze, mężczyznę nie boli". A za chwilę: "Masz być dobry i czuły dla kobiet". To nie zawsze jest do pogodzenia. Nadopiekuńcze matki odsuwają synów od ojca. To utrudnia rozwój męskości.

Więcej: http://kobieta.interia.pl/uczucia/news-populacja-piotrusiow-panow Muniek Staszczyk - Chłopaki nie płaczą? rozmawia Przemysław "Kawa" Kawecki Długo byłem chłopcem z wszystkimi tego konsekwencjami. Mężczyzną stałem się jakieś dziesięć lat temu, a mam 46 lat. Trochę mi to zajęło. Każdy z nas ma w sobie trochę takiego chłopca. W dodatku potęguje to trochę zawód, jaki uprawiam. Życie sceną, estradą nie jest łatwe. To jest w jakimś sensie zawód poniekąd jarmarczny i na pewno bardzo egocentryczny. Dlatego dużo mi zajęło i jeszcze dużo przede mną walki ze swoim ego. Ta chłopięcość siedziała we mnie długo, długo byłem nieodpowiedzialnym chłopcem, bo granie rock'and'rolla jest gówniarskie. To jest taki przywilej tego gatunku. Z jednej strony szorstkie, brutalne życia za kulisami, z drugiej strony temat estradowy - skaczesz, kręcisz głową, pupą, występujesz na scenie. Dwadzieścia lat małżeństwa z gościem takim jak ja, nie jest sprawą łatwą, a moja żona nie jest kobietą, która wszystko zniesie. Mieliśmy różne zakręty, wielokrotnie dawałem ciała. Można powiedzieć, że Jezus Chrystus jakąś tam robotę wykonuje, tylko też trzeba samemu coś dać Więcej: NAJWAŻNIEJSZĄ WYPRAWĄ JEST RODZINA MAREK KAMIŃSKI - PODRÓŻNIK, POLARNIK - KTÓRY JAKO JEDYNY JAK DOTĄD POLAK ZDOBYŁ 2 BIEGUNY W CIĄGU ROKU Nie jestem samotnikiem w takim sensie, że jest to mój ulubiony stan bycia. Mam rodzinę, dzieci, tęsknię za nimi, kiedy nie jesteśmy razem. Jednak stan bycia samemu nie jest jakimś niezwykłym stanem, warto go także poznać, zobaczyć, jak to jest. Tak, jak się próbuje różnych potraw, nie tylko tych słodkich, ale także tych kwaśnych. - Teraz moim wyzwaniem jest wychowanie dzieci. Ale przecież są także wyzwania, których sami przed sobą nie stawiamy, stawia je świat i przecież im także trzeba sprostać. Teraz najważniejszą wyprawą jest rodzina. To jest wyprawa, którą będę chciał w najbliższym czasie odbywać. Czytaj więcej na http://kobieta.interia.pl/gwiazdy/wywiady/news-najwazniejsza-wyprawa-jest-rodzina,nId,412510?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=chrome NIE JESTEM NIEUSTRASZONYM BOHATEREM BAJEK JOHNY BRAVO" Wywiad z Piotrem Pustelnikiem, który w kwietniu 2010 roku zdobył szczyt Annapurny w Himalajach i tym samym został trzecim Polakiem i dwudziestym w ogóle zdobywcą korony Himalajów Poświęciłby pan swoje życie by uratować w Himalajach przyjaciela? -Nie wiem. Człowiek nie jest w stanie przewidzieć, jak zachowa się w konkretnej sytuacji w górach, dopóki nie stawi jej czoła. Dwa lata temu mój kolega stracił wzrok podczas schodzenia ze szczytu. przed tym wydarzeniem nie wiedziałbym, czy byśmy go porzucili, czy też zostali z nim, skazując sie na niemal pewną śmierć. I co pan wtedy zrobił? Zostaliśmy, poczekaliśmy, aż ozdrowieje. Nawet przez chwilę nie pomyślałem, by go porzucić. Czekałem, mając świadomość, że mogę zginąć. Nie miałem jedzenia, byliśmy wyczerpani. Gdyby jego ślepota trwała dzień lub dwa dłużej, zostalibyśmy tam na zawsze. Więcej:
" OJCIEC MA PRZEKAZAĆ DZIECIOM WIARĘ"

Rozmowa z Robertem Friedrichem - gitarzystą, kompozytorem, producentem muzycznym.
Twórcą takich zespołów jak: Arki Noego i 2TM2,3 oraz współzałożycielem Acid Drinkers. Gitarzysta FlapJack i Kazik Na Żywo. Twórca popularnej ostatnio Luxtorpedy Arka Noego śpiewa "(...)sanki są w zimie, rower jest w lato, Mama to nie jest to samo co Tato". To prawda. Chociaż na co dzień możemy się wymieniać albo uzupełniać w różnych obowiązkach, to są tereny gdzie ojciec ma szczególne zadania. Często młodzi ojcowie pytają mnie, jako ojca siódemki dzieci, co jest najważniejsze dla ich dzieci? W co się bawić? Czy dać czasem klapsa? itd. Zawsze powtarzam to samo: Ojciec ma przekazać dzieciom wiarę! To jest moje główne zadanie. Co to znaczy dla Ciebie "być ojcem" we współczesnym świecie? Niezależnie od czasów w jakich żyjemy, dobry tato uczy dzieci jak odróżnić dobro od zła. Oczywiście uczy cieszyć się tą całą współczesnością, ale uczy też być czujnym. Dopóki te wszystkie nowinki techniczne służą człowiekowi, a nie odwrotnie to jest OK. Ze mną różnie to bywa i sam często wpadam w szpony "gadżetów" technicznych, wtedy synowie mnie pilnują: Tato, my nie możemy ciągle grać na PSP, a ty ciągle grasz na iPhonie." (uśmiech) Więcej: Z Joszko Brodą i jego żoną Deborą rozmawia Andrzej Urbański. TYLKO MIŁOŚĆ JEST DOBRYM POMYSŁEM NA ŻYCIE – Nie wierzymy w przypadki. Wierzymy natomiast, że to, iż jesteśmy razem, jest planem Bożym, który wypełniamy przez nasze życie. Jesteście razem 12 lat. Dzisiaj wiele małżeństw przeżywa kryzys. – Życie w rodzinie wielodzietnej nie jest łatwe. Trzeba codziennie przekraczać swoje słabości, wygodę i pogoń za pieniędzmi. I choć nie jest to proste, dzieci potrafią zrekompensować wszystko z nawiązką. Pochodzimy z rodziny wielodzietnej. Mam 11 braci i dwie siostry. To wychowywanie się w odpowiedzialności za drugiego w rodzinie wielodzietnej absolutnie pomaga i rozwiązuje wiele problemów. W czasie świąt przy rodzinnym stole zasiada czasami kilkadziesiąt osób. Obecność najbliższych jest czymś, czego na nic nie da się zamienić. – To, co się dzieje z naszą rodziną, określam słowem „cud”. Oczywiście pracy i potrzeb jest dużo. Są momenty, w których musimy żyć bardzo skromnie. Dzieci jednak nie mają z tym większego problemu. To doświadczenie ubóstwa jest bardzo dobre. Jeśli w jakimś momencie mamy więcej pieniędzy, to dziękujemy za nie Bogu. Ale pieniądze nie są naszym celem. więcej na portalu wiara.pl
 źródło: http://rodzina.wiara.pl/doc/907670.Oplaca-sie-kogos-kochac/2
ŚWIATŁO W GROBIE Z Dariuszem Basińskim z Mumio rozmawia Marcin Jakimowicz Marcin Jakimowicz: Zmartwychwstały Jezus nie wypominał uczniom tchórzostwa, ucieczki spod krzyża, zdrady. Masz podobne doświadczenie? - Tak. Ale samo wejście do grobu nie jest trudne. Powiedzmy sobie szczerze: świat to lubi. Ludzie nurzają się we własnych grobach, to jest nawet w pewnych kręgach modne. Takie umartwianie się, cierpiętnictwo, dołowanie. Samo wejście do grobu zdarza się ludziom często. Stąd samobójstwa, dramaty, depresje. Ale jest inne, ważniejsze pytanie: czy ja widzę w tym grobie światło? Czy widzę wyjście z beznadziejnych dramatycznych historii? A widzisz? - Kilka razy miałem taką łaskę. Jak mówiłem, sami wybieramy często (nie do końca chyba świadomie) drogę narzekania, samoumartwienia, nurzania się we własnym cierpieniu. Już samo uświadomienie sobie tego jest drogą do wyjścia z grobu. Widzimy naszą bezradność i zwracamy się w stronę światła. Ja coraz bardziej potrzebuję Jego siły, bo moje są już na kompletnym wyczerpaniu. Jestem słaby, stąd mój trochę „samobójczy" ruch w stronę neokatechumenatu. Bardzo długo czekałem na wspólnotę. Moje solowe podrygi w stronę wiary to podskakiwanie w miejscu. Wspólnota i rygor są mi potrzebne, bo jestem gnuśny, a wszedłem w to przede wszystkim dlatego, by ratować własną skórę - taki minimalizm. To była konieczność jakiegoś kroku, który wyrwie mnie z letniości. Mam absolutnie dość nicości. Do takiej drogi popycha mnie codzienna walka z własną niemocą, taka zwyczajna szarpanina. Wiecej: O DEZERCJI OJCÓW I ROZDRAPYWANIU RAN mówi paulin 
o. Maksymilian Stępień Mistrz nowicjatu pyta dwudziestu chłopaków: kto z was miał dobrą relację z ojcem? Podnoszą się… trzy dłonie. Siedemnastu facetów patrzy w ziemię. To normalny obrazek? – Od kilkunastu lat z uporem maniaka zadaję ludziom jedno pytanie: „W czym chcesz być podobny do swojego ojca?”. I proszę mi wierzyć, w 99 procentach słyszę: „W niczym”. Po długiej ciszy coś tam pozytywnego znajdą, ale pierwsza reakcja jest druzgocąca. 
Gdy tacy ludzie spotkają kapłana, który wydaje im się wiarygodny, natychmiast oddają mu swoje życie. „Wieszają się” na nim. Chcą, byśmy nimi pokierowali. Szukają w nas bezwarunkowej miłości ojca. Mówią: „Pomóż mi poukładać życie”. W konfesjonale na każdym kroku „wychodzi” głód ojca. Penitenci szukają taty. Faceta, który nazwie dobro dobrem, a zło złem.
Wiele zniewoleń, o których słyszę od lat w konfesjonale, ma źródło w tym, że samotne matki nie wytrzymują ciśnienia. Stają się głową rodziny, przejmują całą kontrolę i robią – niezależnie od swych intencji – bardzo złą robotę. Ratują rodzinę (tata pije, taty nie ma, tata robi karierę, tata jest emocjonalnie wycofany) i starają się zastąpić brak ojca dwudziestokilkuletnim synom. Efekt? Nie chcą wypuścić ich z ramion. Symbioza z matką staje się toksyczna.
 Więcej: