poniedziałek, 31 sierpnia 2009

na działce_sierpień 2009

Józef

Wreszcie mogłem na jakiś czas zapomnieć o pracy. Pierwsze dni urlopu spędziłem poza miastem, które zmęczyło mnie już sobą. Wyjechałem na działkę do Boguszyna na trzy dni przeplatane pracą, rozmowami z moim dobrym znajomym Pawłem w ciszy i pięknej, wiejskiej scenerii mazowieckiej ziemii. Było upalnie. Pierwszy dzień rozpoczęliśmy od zaplanowania prac. Udało nam się dokończyć konstrukcję rynny, którą zaczęliśmy budować w trakcie poprzedniego pobytu w Boguszynie. Ten pierwszy dzień zakończyliśmy przy ognisku, popijając miejscowe piwo i zagryzając pyszną kaszankę. Mieliśmy w końcu też czas aby porozmawiać, dzieląc się naszymi życiowymi doświadczeniami. Moje doświadczenie ze względu na ilośc przeżytych wiosen jest skromne, inaczej jest z Pawłem. Opowiadał o tym jak zakochał się w swojej żonie, o pierwszych latach małżeństwa, o przyjażni ze swoją żoną, która budowali przez dwadzieścia parę lat i o wyprawach z mężczyznami, w niesformych latach swej młodości. O tym jak wbijali się w pociąg towarowy i jechali przez całą Polskę bez grosza w kieszeni. O tym co jest ważne w życiu, a co można sobie odpuścić. Bardzo przypadły mi do gustu nasze wspólne pomysły, które zrodziły się podczas wspólnej pracy, a które chcielibyśmy razem zrealizować (jesli Bóg przewidział to dla nas). Jakie to pomysły - tymczasem niech to będzie nasza słodką tajemnicą, jeśli kiedyś je zrealizujemy to będzie można zobaczyć efekty, hehe

Drugi dzień spędziłęm sam. Wczesnie rano wybrałem się na długi spacer. Szedłem boso, przez łąkę pokrytą zimną rosą i podziwiałem piękne widoki. Wdychałem wiejskie powietrze i modliłem się psalmami. Póżniej w niezmąconej niczym ciszy zabrałem się do ciężkiej pracy. Znosiłem kamienie, kopłaem doły, wylewałem fundament pod kolejny filar. Czułem się lekko, mimo spiekoty i wysiłku. Czułem radość, a moja dusza była usposobiona do chwalenia Boga za życie i piękno. Dobrze, że zyjemy w świecie szybkiej komunikacji, bo mogłem zadzwonić do żony i usłyszeć jej delikatny głos, który był niczym muśnięcie delikatnego wiatru, na moim rozgrzanym od słońca ciele.
Paweł pojechał do córki, która wychodziła tego dnia ze szpitala. Wrócił póżnym wieczorem ze swoją żoną. Zjedliśmy pierogi. Na dworze rozszalała się burza, wszędzie pogasły światła, a błyski piorunów rozświetlały wieczór, niczym wygrzebany przez nas stare, naftowe lampy.
Następny ranek przywitał nas znów piękną pogodą. Burza jednak wyrządziła znaczne szkody, w okolicy pełno było powyrywanych drzew, powywracanych słupów telegraficznych i kilka zerwanych dachów. Dla nas był to kolejny dzień pracy. Ewa - żona Pawła dbałą o nas przez cały ten dzień, przygotowując nam wodę z mięta i owoce, a na koniec dnia zrobiła pyszny obiad z białym winem. Uczta trwał długo, gdyż ciągle pojawiały się nowe tematy do rozmowy. "Nawróc" tak nazywają swoja działkę Ewa i Paweł jest naprawdę uroczym i gościnnym miejscem. Myślę już o kolejnym wyjeździe z grupą mężczyzn na wspólną pracę, spływ kajakami Bzurą i rozmowy na świeżym powietrzu. Tymczasem szykuję sie na wyjazd w Tatry, tylko z moją żoną.

Wspólna praca_sierpień 2009

Jacek

Od jakiegoś czasu pojawiał się temat pomalowania sali gdzie mamy liturgię słowa. Pojawiał się i nic nie działo się. Kiedy więc wróciłem z urlopu, pomyślałem, że w końcu trzeba przestać rozmawiać o malowaniu i po prostu zabrać się za nie. Tym bardziej, że brakowało mi już jakiegoś działania, czegoś co może przynieść po prostu dobry efekt.
Trochę czasu trwało uzyskanie zgody proboszcza, ale w końcu udało się. Michał zajął się organizacją materiałów, Bogdan planowaniem, a ja, powiedzmy koordynacją działań.
Zaczęliśmy w piątek rano. Byłem ja, Bogdan, Rafał i Michał. To był dzień kiedy mieliśmy przygotować salę do malowania. Poskładaliśmy wszystko na jedno miejsce, rozłożyliśmy folie, przynieśliśmy rusztowanie, zajęliśmy się myciem ścian i gruntowaniem. Sale jest duża, więc pracy było naprawdę dużo. Na chwilę wpadł nawet Józef, ale tego dnia wyjeżdżał na ślub więc nie mógł z nami zostać, a szkoda, bo to facet z którym lubię pracować. Mamy już w końcu za sobą trochę czasu który spędziliśmy przy remoncie mieszkania u niego i Michała. Spodziewałem się, że czasu będzie niewiele i trzeba będzie spieszyć się, ale w pewnym momencie zacząłem mieć obawy, czy wyrobimy się w dwa dni. Ale, nie było innego wyjścia, więc przerwy były minimalne i staraliśmy się pracować jak najintensywniej. W piątek jeszcze udało nam się zrobić krótką przerwę na pizzę, ale już w sobotę nie było mowy o przerwie na obiad. Okazało się bowiem, że nie wystarczy położenie jednej warstwy farby, czekało nas dwukrotne malowanie. A, że sala jest bardzo wysoka, to sporo czasu trzeba było poświęcić na malowanie sufitu. W sobotę nie mógł przyjść Rafał, który wyjechał do Teze, nie było też Michała który musiał zająć się rodziną. Na szczęście dołączyli do nas Artur i Piotrek. Było ciężko. Przyznam, że nie boję się ciężkiej pracy i potrafię ciężko pracować, za co jestem wdzięczny ojcu, ale te dwa dni dały mi w kość. Lubię ciężką pracę, ale były momenty, kiedy musiałem zacisnąć zęby, by po raz kolejny wejść na rusztowanie. Ale przy takiej ekipie, chciało się pracować. I muszę przyznać, że praca z takimi facetami to pomimo trudu, czysta przyjemność. I najważniejsze, udało się, a kolor wyszedł super. Była też mała strata, tuż pod koniec próbowałem wyczyścić uchwyt od klosza i niestety ledwo dotknąłem go ścierką, odpadł. Przez chwilę była jeszcze nadzieja, że złapie go Artur, ale niestety, zobaczyłem jak uderza o podłogę i rozpada się na drobne kawałki. Ale, straty muszą być. Grunt to, że mamy wreszcie pomalowaną salę i mogliśmy razem popracować.

poniedziałek, 17 sierpnia 2009

Spotkanie w Lanckoronie - 20 lipca 2009

Jacek

Na wspólnotę Mężczyźni św. Józefa trafiłem w trakcie pracy nad tym blogiem. Któregoś dnia postanowiłem sprawdzić w internecie, czy są jacyś ludzie, którzy tak jak my z Józefem, próbują coś robić z innymi mężczyznami. I trafiłem na ich stronę internetową. Kiedy zacząłem ją przeglądać okazało się, że organizują w Lanckoronie, specjalny weekend pod hasłem Praca wśród mężczyzn. Wysłałem swoje zgłoszenie od razu. To zaproszenie spadło mi z nieba. Czasem, tak jak w przypadku tego weekendu mam poczucie, że dostaję od Boga więcej niż byłbym w stanie sobie zamarzyć. Ideą przewodnią tego spotkania była odpowiedź na pytanie kim jest mężczyzna XXI wieku?, oraz zachęcenie przybyłych do integrowania z Bogiem innych mężczyzn.

Na blogu znajdziecie dwie rzeczy dotyczące tego spotkania.
- w rubryce "Linki inne" - skrót wykładów prowadzonych przez Donalda Turbitta;
ewentualnie gdbyście chcieli usłyszeć więcej to zapraszam na stronę Mężczyżni św. Józefa
link jest na naszym blogu w rubryce "Linki"
- w rubryce "Do poczytania" - kilka moich wrażeń z tego wyjazdu