czwartek, 11 lutego 2010

Męska wyprawa w góry, czyli koniec pewnego poczatku - Tatry 6-11.02.2010

Janek
"Koniec pewnego początku". Tak nazwałem nasz wyjazd z Jackiem który zbiegł się min. z ostatnim dniem pracy Jacka w biurze.
Z jednej strony to koniec pewnego etapu wspólnej, 6 letniej pracy, z drugiej początek kontynuacji przyjaźni poza rzeczywistością biurową.

Wracając do wyjazdu, to moim celem było ambitne chodzenie po górach z myślą o bieganiu w sezonie 2010. W tym roku nastawiam się jedynie na 5km i 10km, dlatego zależało mi raczej na dynamicznym chodzeniu, przy którym mógłbym poprawić wytrzymałość i wzmocnić nogi. I ogólnie ten cel zrealizowałem.

Wypraw było kilka: od tych krótszych uwarunkowanych sobotnim przyjazdem, czy niedzielną mszą świętą, aż po kilkugodzinne wypady, w których mieliśmy prawdziwe emocje.

Poruszaliśmy się wokół doliny Kościeliskiej.
dzień 1 Dolina Kościeliska-Droga nad Reglami-Dolina Chochołowska-Biały Potok
dzień 2 Kiry-Droga nad Reglami-Dolina Strążyska-Dolina Kościeliska
dzień 3 Dolina Kościeliska-schronisko pod Ornakiem-Przełęcz Iwaniacka-Dolina Chochołowska-Droga nad Reglami-Dolina Lejowa
dzień 4 Droga pod Reglami-Dolina Białego-Kalatówki-schronisko na Hali Kondrackiej-Kalatówki-Droga nad Reglami-Dolina Kościeliska
Z racji tego, że Jacek czuł się chory to tego dnia wycieczkę przyszło mi zrobić samemu. Niesamowita sprawa. Spaliłem o 7okCal więcej niż w trakcie Maratonu Warszawskiego. Podczas te wędrówki w bardzo szybkim tempie wyszło mi spalonych 4850kCal. Tempo niesamowite
Miałem tylko dwa postoje. Czas Łączny wraz z przerwami na herbatkę to 7h25 Po tej wyprawie wróciłem totalnie zmęczony, ale przede wszystkim zadowolony
dzień 5 busem do Kuźnic-niebieskim szlakiem przez Boczań na Halę Gąsienicową a potem wjazd kanapą na Kasprowy

Tego dnia kiedy byłem sam w górach, na samym końcu, zaledwie kilkaset metrów od domu zaliczyłem klasycznego orła, waląc centralnie tyłkiem o asfalt. Na szczęście chwile wcześniej spotkałem się z Jackiem wracającym ze schroniska pod Ornakiem, który pomógł mi wstać. Do dziś boli mnie kość ogonowa, ale na szczęście już nie tak jak zaraz po upadku.
Zdałem sobie sprawę, że gdybym przewrócił się tak na szlaku, to mogłoby być bardzo ciężko. Pomimo naszego chodzenia po w sumie głównych szlakach, nie widzieliśmy bowiem zbyt wielu turystów. Teraz zupełnie inaczej patrzę na moje zimowe chodzenie po górach w pojedynkę.

Czas Honoru
Po powrocie na nasza kwaterę czas umilał nam Czas Honoru. Niesamowicie się w ten serial wciągnąłem. Pasjonowały mnie szczególnie losy Janka i jego Lenki, a wiele irytacji wzbudzała Wandzia. Oblicza wojny i działań cichociemnych spowodowały, że chętnie sięgnę po książki wspominające tamtych ludzi i ich dokonania.

Tyle ode mnie. Ogólnie czas niezapomniany, dobrze spędzony w super towarzystwie, tylko ta kość ogonowa mogłaby przestać boleć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz