czwartek, 28 lutego 2013

WYPRAWA NA GRENLANDIE - ZAGŁOSUJ NA 3 ŚMIAŁKÓW

Trzech przyjaciół, Marek Zapalski, Aleksander Stalpiński i Grzegorz Kaska razem ze swoimi dwoma przyjaciółmi mają szanse zrealizować jedno wielkie marzenie - wyprawę na Grenlandię i zdobycie najwyższego szczytu Arktyki- Gunnbjørn Fjeld (3694 m n.p.m) Aby zwiększyć ich szanse zagłosuj proszę na wyprawę na stronie: http://www.miejodwage.pl/747 Wystarczy wpisać e-mail, nacisnąć "glosuj" a potem aktywować link przesłany na skrzynkę pocztową. Projekt, który wygra, otrzyma 100% finansowanie! Gunnbjørn Fjeld to nie jest łatwy cel, ponieważ aby dotrzeć do podnóża góry trzeba dolecieć specjalnym samolotem na lodowiec, a następnie przetrawersować w śniegu i -30 stopniowym mrozie 150 km, na sam koniec zostaje wdrapanie się na 3700m. Więcej informacji tu: http://addtoex.pl/ Dzięki wielkie:-))) KONIEC AKCJI DZIŚ - ZOSTAŁO IM NIEWIELE OK 300 GŁOSÓW!

środa, 20 lutego 2013

PRZETRWANIE

Jakiś czas temu oglądałem z kolegą z pracy film, który uważam godny jest polecenia... Szczególnie dla tych, którzy tak jak ja - o mały włos pominęliby go.... A produkcja ciekawa. Reżyser Ridley Scott, autor takich pamiętnych ujęć: "Helikopter w ogniu", "Gladiator" na pewno nie odstraszy żadnego mężczyzny. Wart jest obejrzenia. Po pierwsze dlatego, że jak na produkcję amerykańską - wydaje się być bardzo realistyczny. Kręcony w przepięknej scenerii. Generalnie fabuła prosta i mocna. Grupa mężczyzn. Katastrofę lotnicza. Żądne krwi wilki i mroźne warunki stanu Alaska. Trochę może metafizyczny w niektórych ujęciach w moim odczuciu, ale to tylko na plus. Można trochę pomyśleć - dla tych, którzy chcą pomyśleć:-) I co najważniejsze bez tkliwego happy-endu! Podarowaliśmy go z żoną przyjacielowi Jackowi, ale nie był nim aż tak zachwycony jak zachwycony jestem ja. Stwierdził nawet, że jest trochę pesymistyczny w swej wymowie, a z pewnością końcowe sceny wprowadzają w taki właśnie nastrój... Ja uważam jednak inaczej. Takie jest twarde i brutalne życie w niektórych rzeczywistościach świata i bardzo dobrze zostało to ukazane w tym filmie. Myślę nawet, że końcowe sceny filmu mogą niekoniecznie być odebrane jako porażka, przegrana, czy jak tam kto chce. Tytuł polski - PRZETRWANIE i nie wiedzieć czemu tekst z gotową interpretacją poniżej tytułu - może prowadzić na manowce. Dla mnie końcówka jest zupełnie inna i myślę, że dla każdego będzie też różna. Zakończenie nie jest według mnie jednoznaczne - tak jak w życiu. Umierasz i nie wiesz co dalej. Gdzie będziesz i...-a jakie są opcje?. Możesz być pewny, albo zgadywać i tylko tyle! W wersji angielskiej tytuł brzmi: THE GREY..... i.... CHYBA JEST TRAFNIEJSZY I WYMOWNIEJSZY

niedziela, 17 lutego 2013

O MĘSKOŚCI

PRAWDZIWY FACET NIE JE MIODU TYLKO ŻUJE PSZCZOŁY - znalazłem taki wpis w internecie... i się zastanowiłem No to wychodzi według tych słów, że niewielu z nas jest prawdziwych? Mogę jeść samą cebulę, czosnek, imbir, chilli, piję gorzkie napoje, ciemne mocne piwo, kwas chlebowy, ale żuć to jedynie suszone owoce na przykład figi - pszczoły nie próbowałem. Jeśli brać dosłownie tą sentencję to nie łapię się do grona. Jednak jako metafora pewnego spojrzenia na mężczyznę to jest ciekawa - czy trafiona - zależy dla kogo... A JAK TY MYŚLISZ? Komentarze oczekiwane DŁUŻSZE WYPOWIEDZI RÓWNIEŻ:-) wdrodzekumeskosci

środa, 13 lutego 2013

ZIMOWY DZIEŃ W PUSZCZY

Wreszcie! Jeden, zimowy dzień w Puszczy Kampinoskiej. Znów się udało! Cały tydzień odwilż, mokro i wilgotno... jednym słowem nieprzyjemnie. Aż do soboty. Ustawiliśmy się w okolicach 8 rano. Dzień wcześniej padał mokry śnieg. Był nawet pomysł aby wybrać się do Kampinosu z nartami biegowymi - ale ostatecznie wybraliśmy opcję marszową. Termometr w aucie wskazywał minus 5,5 stopnia. A poza miastem dochodził już do minus 7. Rześko.Bardzo rześko. Trochę mieliśmy obsuwę czasową w stosunku do planu - dlatego wybraliśmy krótszy szlak. A plan był z grubsza taki: Godzina 8 jesteśmy na szlaku, idziemy czerwonym do miejscowości Pociecha. Tam rozpalamy ognisko, kiełbaski - dojeżdża Karol z ferajną i może Piotr, jemy, strzelamy z łuku i zawijamy się szlakiem zielonym. Całość trasy ok 20 km. A teraz jak było:-) Po kolei. Wyruszyliśmy w czwórkę z Warszawy z małym opóźnieniem. Okazało się, że Marcin jest po udanej imprezie, która skończyła się nad ranem i po 2 godzinach snu(!) spotkał się z nami. Wyruszyliśmy około 9tej krótszym szlakiem. Po drodze zbieraliśmy - według nas - suche gałęzie, które ładowaliśmy na....ot, taki patent, który wykorzystują polarnicy ciągnąc ciężkie pulki. Naszymi pulkami były sanki mojego syna - przerobione trochę do naszych potrzeb, a w zasadzie dodałem tylko szereg linek i miniaturowych karabinków. Do ciągnięcia wykorzystaliśmy klasyczną uprząż wspinaczkową i już. W drodze powrotnej wiozłem na nich plecak, matę strzelniczą łuk i strzały. Szło się nieźle. Widoki całkiem całkiem. Trochę żartowaliśmy, trochę rozmawialiśmy o tym i owym i tak zaszliśmy w wyznaczone miejsce. Na miejscu przywitał nas Karol z synem i krewnym harcerzem oraz moja żona z naszym synem. Od razu podzieliliśmy się obowiązkami. Jedni rozpalali ogień, inni przygotowywali tyczki do kiełbasek. Ja organizowałem małą strzelnicę. Okazało się, że rozpalenie ognia nie jest takie łatwe. Mieliśmy nawet gotowe rozpałki - ale chyba jakieś kiepskie. Straciliśmy z pół godziny na rozniecenie ognia i w momencie, kiedy już poczuliśmy ciepło ogniska nagle zjawił się Pan ze Straży leśnej czy jakoś tak i zasugerował przeniesienie ognia 500 metrów dalej, gdyż tam jest wyznaczone miejsce na ognisko. Ale niefart wzięliśmy za właściwe jakieś nielegalne miejsce, które ktoś przed nami wcześniej rozpalał i pozostał ślad po ognisku. Cóż zanim przenieśliśmy całe obozowisko w wyznaczone miejsce - ci, których powitaliśmy musieli już wracać. Trudno zostawili kiełbaski i cały prowiant dla nas. A nasza czwórka walczyła dzielnie dmuchając na przemian w tlące się patyki. Nie daliśmy się i po jakimś czasie wznieciliśmy przyzwoity ogień. Kiełbaski zakupione na targu rewelacyjne. Później urządziliśmy małą strzelnicę i jeszcze mniejszy konkurs. Bezkonkurencyjny Marcin dobił nas swoją skutecznością w strzelaniu z łuku i .... to po 2h snu. No, nieźle. Czwartej rundy jednak nie było, gdyż Arek spieszył się do dwójki swoich dzieci, bo żona jego miała spotkanie. Już był spóźniony ponad godzinę. Spieszyliśmy się zatem wszyscy. Droga powrotna wydawała się nam dłuższą, choć miała być krótsza....

sobota, 2 lutego 2013

WYPRAWY

...
Z drugiej strony wygląda to tak niewinnie, ot takie tam pagórki, ale kiedy trzeba iść cały dzień i przejść każdy z nich, przeciągnąć sanki, to już co innego. Co innego widzą moje oczy, co innego czuje moje ciało. Abo w skrócie: co innego widzę, co innego czuję. Często jest tak w życiu, nieprawdaż. Mimo że ciągnę sanki i jest mi nielekko, czuję się swobodnie. Jestem wolny, robię to, co bardzo bardzo chciałem zrobić. Sam w białej pustej przestrzeni. Tak, jestem wolny i szczęśliwy. tu człowiek widzi siebie w każdym szczególe, najdrobniejszym. tu nic się nie ukryje, nie zakłamie, nie oszuka. Nie ma układów ani znajomości. Nikt nie powie złego słowa, nie uśmiechnie się fałszywie, nie będzie plótł głupstw. Największe pieniądze świata nie są warte nic, a już na pewno nie tyle, ile butelka z paliwem czy porcja żywności... (Biegun Południowy, 44 dzień wyprawy [w:] M. Kamiński, Moje Bieguny. Dzienniki z wypraw 1990-1998.)Fotografia - polarnik Marek Kamiński
Ostatnie miesiące upłynęły mi w większości w czterech ścianach. trochę w Ośrodku, trochę w domu i sporo czasu podczas remontów. To decydowanie za dużo jak dla mnie. Czuję się wciśnięty miedzy wspomniane ściany i nie jest mi z tym dobrze. Duszę się. Ciężko akceptować taki stan rzeczy, kiedy myślami jestem daleko... wyprawa, wyprawa, daleko, bezdroża.... Tymczasem pozostają jedynie liturgie we wspólnocie, choć i tak nieczęsto. To jednak też trochę jak wyprawa. Przynajmniej w tym sensie, że mogę przeglądać się w Słowie, które prześwietla mnie nie gorzej niż polarnika extremalne warunki życia.... Czasami mam wrażenie, że niektórzy bracia we wspólnocie zastępują (tworzą) takie extremalne warunki.. i okrutnie ciężko jest to znosić dla mnie! Coraz wyraźniej widzę swoją biedę w "starciu z tym extremum"...Moje wyobrażenia o sobie rozbijają się jak o kamień i to co widzę a co czuję nie napawa mnie radością. Trudna jest droga permanentnego nawracania się..., myślę sobie że chyba ma w sobie coś z podroży jaką opisuje polarnik(?)

piątek, 1 lutego 2013

FIGHT A BATTLE

"....A WE MNIE SAMYM WILKI DWA OBLICZE DOBRA OBLICZE ZŁA WALCZĄ ZE SOBĄ NIEUSTANNIE WYGRYWA TEN KTÓREGO KARMIĘ WYGRYWA TEN KTÓREGO KARMIĘ!.... " W bitwie o moje serce, o moją DUSZĘ A a nawet o moją męskość nigdy nie jestem sam. Ktoś jest zawsze przede mną, kto stoczył już wiele bitw... Kto zagrzewa mnie do walki? z moją bezsilnością, z moimi słabościami, które mają wpływ nie tylko na to co się dzieje ze mną, ale także na moich najbliższych, na tych, których kocham (a przynajmniej dążę do tego, abym kochał), na braci ze wspólnoty, na otoczenie, w którym żyję. To nie jest tak, że to tylko moja sprawa. Moja apatia. Moje bagno. Jak mawiał pewien pisarz - trapista Thomas Merton - „Nikt nie jest samotną wyspą”. Zatem moja codzienna dezercja z walki o moją duszę ma wpływ na innych. Niszczy nie tylko mnie. To sprawa tak oczywista, że nie ma co się nad nią dłużej rozwodzić. Fakt jest taki, że walka trwa!