niedziela, 19 lutego 2012

MĘSKA WĘDRÓWKA - SŁOWO




„(Kilku braci przybyło do abba Antoniego i poprosili:
„Powiedz nam słowo, które nas zbawi”.
Rzekł im wówczas starzec: „Wysłuchaliście Pisma. Jego słowa powinny wam wystarczyć”. Oni jednak odparli: „Chcemy usłyszeć coś również od ciebie, ojcze”.
Starzec na to: „Słyszeliście, co rzekł Pan: Jeśli cie kto uderzy w policzek, nadstaw mu i drugi” ( Mt 5,39; Łk 6,29)
Lecz bracia odrzekli: „Tego czynić nie potrafimy”.
„Skoro nie potraficie nadstawić drugiego policzka – powiedział abba Antoni – przynajmniej znieście cierpliwie uderzenie w jeden”.
„I tego nie umiemy” - odparli.
„Jeśli nawet tego nie umiecie – stwierdził starzec – to chociaż nie odpowiadajcie ciosem na cios”. Oni wyznali jednak, że i to dla nich zbyt trudne. Wówczas starzec zwrócił się do swego ucznia: „Ugotuj coś do jedzenia tym braciom, bo są bardzo chorzy”, im zaś rzekł: „Jak wam pomóc, jeśli nawet to jest ponad wasze siły? Wszystko, co mogę, to modlić się za was”.)"

[ Tekst zaczerpnięty z książki Thomasa Mertona - „Mądrość Pustyni”]


Wstałem rano i od razu zaczęła się jakaś draka w domu. Wkurzony poszedłem do łazienki, żeby wreszcie zmienić baterię w umywalce, która była nieszczelna a kapiąca woda z kranu doprowadzała mnie do wściekłości już od dobrych kilku dni. Wcześniej jakoś nie mogłem znaleźć czasu, żeby to naprawić. Kwadrans roboty i gotowe. Wreszcie nie kapie. Poczułem się dużo lepiej, ze coś mi wyszło i miałem nadzieję, że może ten dzień nie będzie taki straszny na jaki się zapowiadał. Jednak było zupełnie inaczej. Okazało się, że postawa braci, którzy prosili abba Antoniego o słowo w jakiś sposób pasowała do mnie. Pasowała i to cholernie – a nawet z nawiązką!! Napięte relacje z moją żoną powodowały, że w końcu chciałem uciekać. Myślałem, że jak wyjdę z domu pobiegać – to rozładuje moje napięcie, negatywne emocje rozpłyną się i będę mógł spokojnie z nią porozmawiać. Nic bardziej mylnego. Wystarczyło kilka ciosów słownych w moją stronę a z szybkością niemalże błyskawicy oddałem cios za ciosem. Mało tego wypowiedziałem wojnę mojej żonie. Strzeliłem jak z armaty – prosto w serce. Poleciały talerze w moją stronę.... Było gorrąco. Do dziś nie wiem, jak to się stało, że po całym tym zamieszaniu i walce na słowa w końcu odpuściłem i ostatecznie skończyło się pojednaniem i proszeniem o przebaczenie moją żonę. Nieśmiało przypuszczam, że ktoś się za mnie modlił podczas tej sytuacji....

(Józef)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz