środa, 8 lutego 2012

MOJE BITWY

Ostatnio chodzę na spotkania wspólnoty, do Kościoła, dopracy, do ludzi, lecz bardzo często mam ochotę zamknąć się w domu i niewychodzić. Czuję się jakby ktoś przetrącił mi kręgosłup. Idę, działam zprzyzwyczajenia, rzadko uśmiecham się. Trudno mi cieszyć się tym co mam, ajeszcze trudniej uwierzyć mi, że coś może zmienić się. Co więcej często mamtakie poczucie, że to wszystko powinienem zostawić dla siebie, że nie mogę innychzarzucać jeszcze swoimi trudnościami.

W ostatnią niedzielę kiedy byłem na eucharystii po razpierwszy od wielu tygodni coś do mnie dotarło. To był refren psalmu:"Panie, Ty leczysz złamanych na duchu". Do dziś te słowa wibrują mi wgłowie, ciągle wracając. Tak, czuję się od dawna złamany na duchu. I wreszcieznalazłem słowa, aby nazwać coś co noszę w sobie od tylu miesięcy.

Praca.
Dwa lata temu podjąłem próbę wyrwania się ze sprzedaży, wktórej tkwię stanowczo za długo. Początek był dobry, dostałem odprawę, miałempomysły zacząłem działać. Zająłem się czymś zupełnie nowym doradztwemzawodowym, czułem się w tym świetnie. Wreszcie miałem energię, cieszyłem siętym co robię, cieszyłem się na każde spotkanie. Musiałem zacisnąćpasa,zrezygnować z wielu wygód, ale nie miało to znaczenia. ŻYŁEM. WRESZCIE. Pojakimś czasie okazało się jednak, że drastycznie przycięto mi i tak niską kasę.Musiałem na szybko znaleźć dodatkowe zajęcie. Szukałem, walczyłem, byle niewylądować z powrotem w sprzedaży. Nie udało się. Nie chciałem wpaść w długi,więc w końcu wziąłem to co było. Powrót do sprzedaży. Dla mnie to była totalnaporażka. Wracałem do czegoś, od czego miałem nadzieję uciec. Czułem sięzostawiony przez Boga i bliskich. Czułem, że sam muszę sobie poradzić, znowu sam.Kolejna już bitwa o to by miećpoczucie, że to co robię na co dzień, w pracy ma sens - przegrana. Kolejna bitwagdy czułem, że w końcu na polu bitwy zostaję sam.

Wróciłem dorobienia rzeczy w których nie widzę większego sensu. Po prostu zarabianiepieniędzy. Spędzam na tym pięć dni w tygodniu, zamknięty w biurze. Walczę zesobą, aby wykonać telefon do klienta, aby wykonać obowiązki. Często mammało pracy, a mimo to musze siedzieć w biurze. Czuję jakby ta praca kastrowałamnie dzień po dniu. Raz w tygodniu na chwilę odzyskuję poczucie sensu, idę doPAH, gdzie nadal pracuję jako doradca, wtedy na chwilę odżywam. Nie poddaję sięszukam dla siebie nowej pracy.

Bliskość
Kilka lat temu poznałem niesamowitą dziewczynę. A jednakwszystko szło nie tak, dawałem ciała tak, że do dziś trudno mi w to wszystkouwierzyć. Walczyłem, dopóki nie zatrzaśnięto przede mną drzwi. Przez cały czasszukałem wsparcia, modliłem się, a jednak w końcu zostałem po drugiej stroniedrzwi, sam. Z poczuciem, żewszystkie moje starania poszły na marne.
Pół roku temu spotkałem ją na imprezieznajomych. W głowie jednak miałem: Nie podchodź, uszanuj jej NIE. Było trudno,choć od rozstania minęło już dużo czasu. To wciąż była jednak kobieta, na widokktórej serce zaczynało mi znowu bić. Od tej imprezy minęło kolejne pół roku.Zaproponowałem spotkanie, gdyż od dłuższego już czasu miałem poczucie, że chcęsię z nią spotkać, chcę pojednać. Zaproponowałem spotkanie. Umówiliśmy się. Ito był dla mnie cud. Spotkałem się po prawie dwu latach z kobietą, którądoprowadziłem kiedyś prawie do furii. To były bardzo długie dwa lata. W moimżyciu wydarzyło się mnóstwo rzeczy. Początek był bardzo trudny. Robiłem milionrzeczy, aby o niej nie myśleć. Walczyłem ze sobą, aby nie walczyć o nią.Dotarło jednak do mnie, że czasem miłość do drugiej  osoby, oznacza uszanowanie jej woli, jejdecyzji, jej NIE. Teraz kiedy mogę z nią siedzieć przy jednym stoliku,rozmawiać, zaczynam dostrzegać wartość tego czasu, który minął od naszegorozstania. Przez wiele miesięcy nie widziałem w tym sensu. Teraz mam poczucie,że właśnie ta moja słabość, ta moja walka, ta moja porażka, ten czas samotności– to wszystko było potrzebne, abym nabrał pokory, abym zobaczył, że to nie jajestem Bogiem, że to nie ja buduję. Dziś kiedy mogę się z nią spotkać, mam głębokiepoczucie, że to nie moja zasługa. Ja nie byłem już w stanie zrobić nic. Mampoczucie, że to On za mnie walczył. Jak dla mnie CUD. Cieszę się z każdegospotkania z nią. Gdzieś jednak w środku, czuję się złamany, tym doświadczeniemodrzucenia z przed lat. Wszystkie te moje porażki, gdzieś we mnie siedzą.Sprawiają, że już niczego nie planuję, po prostu wchodzę w tę relację, zespotkania na spotkanie i ani kroku dalej. Ale nie poddam się. I mam nadzieję,że przyjdzie dzień, kiedy zacznę się znowu śmiać.

Nie nadajesz się do tego - to myśl z którą często się zmagam. Na szczęście jestem uparty i lubię podejmować ryzykowne decyzje. Po latach dostrzegłem, że mam to po swoim ojcu. On przez lata zmagał się z tymi słowami. A jednak pomimo tego działał. Podejmował ryzyko, rozpoczynał własne biznesy, próbował, udawało mu się. Dziś widzę, że mam odwagę po ojcu, widzę że dzięki temu, że on kiedyś nie bał się ryzykować, ja dziś potrafię działać pomimo wątpliwości i obaw które przetaczają się przez moje myśli i serce. Czasem jest mi trudno, nie mam pewności, wtedy modlę się, otwieram Pismo Św. i szukam słowa skierowanego do mnie. Poza tym życie nauczyło mnie, że szkoda odpuszczać, zbyt wiele straciłem gdy byłem młody, teraz walczę, nawet gdy czasem mam poczucie, że inni mogą traktować mnie jak szaleńca. W trakcie tych wszystkich zmagań nauczyłem się też tego, że moje starania nie zawsze przynoszą efekt którego bym pragnął. Kiedy jednak czuję pokój w sercu po tym co zrobiłem, wtedy wiem, że to było dobre i potrzebne.

(Jacek)

2 komentarze:

  1. Dzięki Jacek, że wreszcie się odezwałeś na blogu. I jak zwykle z grubej rury. To bardzo cenne - co piszesz. Odwagi bracie! Jeszcze długa droga przed nami....

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dziękuję za ten wpis. Również codziennie przeżywam trudności. Podbudowałeś mnie na duchu. Powodzenia w dalszej walce!

    OdpowiedzUsuń