piątek, 3 lutego 2012

MĘSKA WĘDRÓWKA - BITWA

VII Stoczyć bitwę



„Spotkałem dziś w księgarni dawnego znajomego. Właśnie wychodziłem, gdy mnie zawołał. Odwróciłem się, aby się przywitać, i chwilę pogadaliśmy. Odnosiło się wrażenie, że... nie miewa się dobrze. Wyglądał mizernie. Zastanawiałem się dlaczego. Przypuszczałem, że przeżywa jakąś ważna stratę. Obawiałem się, że umarł mu ktoś bliski. A może cierpi na przewlekłą chorobę? Nie był fizycznie wyniszczony, jak to czasami zdarza się w późnym stadium raka. Jednak w jego twarzy było coś takiego, jakby brak jakiejś istotnej cząstki. Znasz to spojrzenie. Właściwie wiele osób je ma. Spojrzenie wyrażające zagubienie i niewiarę. W trakcie rozmowy wyszło na jaw, że strawiły go długie lata chaosu i rozczarowań (...)”

[Tekst zaczerpnięty z książki „Dziennik pokładowy” Johna Eldredga]

W zasadzie lepszego wstępu bym nie zrobił, do tego o czym chcę mówić. Teksty Johna Eldredga bardzo mnie dotykają, gdyż są – takie rzeczywiste i zarazem konkretne. Ja takie spojrzenie, o którym mówi John równie często widzę wśród osób z którymi rozmawiam. Czasami jestem nawet przerażony.... Boje się również, że i ja mogę wpaść w ten stan odurzenia - swoimi rozczarowaniami. A o to nie łatwo. Frustracja spowodowana tym, że moje wyobrażenie życia często pryska i zaczyna się codzienna harówa. Z nie akceptacją mojego statusu materialnego, życia w dużym mieście i wynikającym z tego powodu zmęczeniem; pracą, która nie przynosi oczekiwanych efektów; trudnościami w relacjach ….. itd. Mógłbym wymieniać jeszcze długo. Pozornie wszystko jest ok., ale gdy zaglądam w głąb swojej duszy – to bywa, że robi się ciemno w oczach!
Czasami mam wrażenia, że uczestniczę w jakiejś bitwie o siebie samego. Zaryzykuję i powiem nawet, że jest to walka o kontakt z Bogiem, choć świadomie rzadko tak to nazywam, to jednak intuicyjnie myślę, że to o to chodzi. Bo przecież mam doświadczenie, że czegokolwiek bym nie zrobił – to i tak nadal czegoś szukam, coś nie daje mi spokoju. Nawet wtedy, gdy mam tak zwany „święty spokój” - czyli nic mnie nie wkurza, nikt mi nie zawraca gitary i czuję się zrelaksowany.... A w środku jakby....(?) No właśnie - jakby brak oleju w silniku. Jednak największa bitwa zawsze jest w sercu. Pójść za głosem nieprzyjaciela - czy nie! Codziennie staczamy bitwę o naszą duszę - albo i nie.... wtedy szybko się poddajemy. Ja mam wrażenie, że często stoję w nierównej walce. Bo po mojej stronie jestem tylko ja sam... Sam chcę pokonać wroga. ... i co .. I dupa! Jestem martwy.

(Józef)

„ (…) Zakładamy, że ponieważ wierzymy w Boga i ponieważ Bóg jest miłością, już samo to na pewno da nam szczęście. A+B =C. Może nie masz dość odwagi, by to wypowiedzieć głośno – może nawet nie wiesz, że zrobiłeś takie założenie – lecz zauważ, jaki to dla ciebie szok, gdy coś ci nie wychodzi. Zauważ, jak bardzo czujesz się opuszczony i zdradzony, gdy coś się nie udaje. Zauważ jak często masz wtedy wrażenie, że Bóg jest daleko, że się nie angażuje, że twoje życie go nie interesuje. (...)”]


[Tekst zaczerpnięty z książki „Dziennik pokładowy” Johna Eldredga]

c.d.n

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz