sobota, 8 maja 2010

Nie ma to jak przewietrzyć płuca

Od jakiegoś czasu mój przyjaciel Janek namawiał mnie abym zaczął z nim biegać. Przyznaję bieganie mnie nudzi, więc bardzo mocno opierałem się tej idei. Jednak jakoś tak w kwietniu okazało się, że Janek miał zaplanowany udział w sztafecie 4 x 5km. W ostatniej chwili, kiedy miał już zamykać listę uczestników sztafety, wypadła jedna osoba. I oczywiście zadzwonił do mnie, aby zaproponować mu udział. Oczywiście odmówiłem, ale obiecałem, że podzwonię po znajomych i popytam czy ktoś miałby ochotę dołączyć. Janek miał tylko godzinę na znalezienie zastępstwa. obdzwoniłem kilka osób, ale niestety koniec końców, nikogo nie znalazłem, Janek też nie. Cóż było robić zdecydowałem się pomóc Jankowi.
Dostałem nawet propozycję zajęć treningowych, ale brzydka pogoda i niechęć do biegania spowodowały, że nie trenowałem. Mimo tego obiecałem, więc kiedy przyszedł czas stawiłem się na starcie. Bieg zaczynał się z pod Kościoła św. Anny, trasa biegła w okolicach starego miasta, następnie kawałek za Biblioteką robiło się nawrotkę, biegło do rogu Nowego Światu i Świętokrzyskiej by wrócić znów pod kościół. Nie było ciśnienia na czas, więc postanowiłem tak jak mnie tego uczył Janek nie forsować się ale pobiec w wolniutkim tempie. Tak też zrobiłem, wyprzedzali mnie, a co. Ja zaś konsekwentnie biegłem dalej, aż w końcu przyszedł taki moment, że nawet wyprzedziłem kilka osób. Zakończyłem też mocnym finiszem. Emocji było co nie miara, ale niestety nie udało mi się przejść do regularnego biegania, a kolejny start był za miesiąc.

Wiedziałem, że chcę wejść do ekipy biegowej, bo podoba mi się idea, wspólnego biegania z Jankiem, Ulą i resztą ekipy. Po za tym mam w sobie też coś ta cała atmosfera wokół zawodów. Jak to mówią emocje - a to lubię.

Kolejny bieg mieliśmy w planach 9 maja, dzień wcześniej czekało nas tzw. przewietrzenie płuc, czyli sztafeta 4 x 1500m. Po malowaniu z Rafałem zdążyłem szybko wpaść do domu wziąć szybki prysznic, zjeść mało biegowy obiad, po którym mi się później cały czas odbijało kiełbaską i ruszyłem na Pola Mokotowskie gdzie miała odbyć się sztafeta. Biegłem jako trzeci zawodnik. Trasa to były właściwie 2 rundki wokół jeziorka. Tempo raczej szybkie, choć przyznam, że też jakoś bardzo nie forsowałem się, choć starałem się jednak biec szybciej niż w biegu na 5km. Emocje też były, bo przede mną, jakieś 100 metrów biegł facet z BGŻ. Z początku założyłem sobie, że postaram się biec tak aby mi nie odskoczył, a najwyżej tuż przed finiszem spróbuję go dogonić. Okazało się zaś, że już pod koniec pierwszego okrążenia udało mi się go wyprzedzić, a ostatecznie przybiegł daleko za mną.

Na koniec było kupę śmiechu, bo okazało się, że miałem najlepszy czas z całej naszej ekipy. A jako jedyny właściwie nie trenuję, dzień zaczynam od kawy i palę pół paczki dziennie. Teraz cała ekipa śmieje się i mówi, że też chyba zaczną palić, żeby poprawić swoje wyniki:)

W ekipie sztafety byłem ja, Janek, Ula i Piotr. A wsparcie dawała nam rodzina Janka i Piotrka, było rewelacyjnie i do tego przepiękna pogoda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz