poniedziałek, 31 sierpnia 2009

Wspólna praca_sierpień 2009

Jacek

Od jakiegoś czasu pojawiał się temat pomalowania sali gdzie mamy liturgię słowa. Pojawiał się i nic nie działo się. Kiedy więc wróciłem z urlopu, pomyślałem, że w końcu trzeba przestać rozmawiać o malowaniu i po prostu zabrać się za nie. Tym bardziej, że brakowało mi już jakiegoś działania, czegoś co może przynieść po prostu dobry efekt.
Trochę czasu trwało uzyskanie zgody proboszcza, ale w końcu udało się. Michał zajął się organizacją materiałów, Bogdan planowaniem, a ja, powiedzmy koordynacją działań.
Zaczęliśmy w piątek rano. Byłem ja, Bogdan, Rafał i Michał. To był dzień kiedy mieliśmy przygotować salę do malowania. Poskładaliśmy wszystko na jedno miejsce, rozłożyliśmy folie, przynieśliśmy rusztowanie, zajęliśmy się myciem ścian i gruntowaniem. Sale jest duża, więc pracy było naprawdę dużo. Na chwilę wpadł nawet Józef, ale tego dnia wyjeżdżał na ślub więc nie mógł z nami zostać, a szkoda, bo to facet z którym lubię pracować. Mamy już w końcu za sobą trochę czasu który spędziliśmy przy remoncie mieszkania u niego i Michała. Spodziewałem się, że czasu będzie niewiele i trzeba będzie spieszyć się, ale w pewnym momencie zacząłem mieć obawy, czy wyrobimy się w dwa dni. Ale, nie było innego wyjścia, więc przerwy były minimalne i staraliśmy się pracować jak najintensywniej. W piątek jeszcze udało nam się zrobić krótką przerwę na pizzę, ale już w sobotę nie było mowy o przerwie na obiad. Okazało się bowiem, że nie wystarczy położenie jednej warstwy farby, czekało nas dwukrotne malowanie. A, że sala jest bardzo wysoka, to sporo czasu trzeba było poświęcić na malowanie sufitu. W sobotę nie mógł przyjść Rafał, który wyjechał do Teze, nie było też Michała który musiał zająć się rodziną. Na szczęście dołączyli do nas Artur i Piotrek. Było ciężko. Przyznam, że nie boję się ciężkiej pracy i potrafię ciężko pracować, za co jestem wdzięczny ojcu, ale te dwa dni dały mi w kość. Lubię ciężką pracę, ale były momenty, kiedy musiałem zacisnąć zęby, by po raz kolejny wejść na rusztowanie. Ale przy takiej ekipie, chciało się pracować. I muszę przyznać, że praca z takimi facetami to pomimo trudu, czysta przyjemność. I najważniejsze, udało się, a kolor wyszedł super. Była też mała strata, tuż pod koniec próbowałem wyczyścić uchwyt od klosza i niestety ledwo dotknąłem go ścierką, odpadł. Przez chwilę była jeszcze nadzieja, że złapie go Artur, ale niestety, zobaczyłem jak uderza o podłogę i rozpada się na drobne kawałki. Ale, straty muszą być. Grunt to, że mamy wreszcie pomalowaną salę i mogliśmy razem popracować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz