Dostałem nawet propozycję zajęć treningowych, ale brzydka pogoda i niechęć do biegania spowodowały, że nie trenowałem. Mimo tego obiecałem, więc kiedy przyszedł czas stawiłem się na starcie. Bieg zaczynał się z pod Kościoła św. Anny, trasa biegła w okolicach starego miasta, następnie kawałek za Biblioteką robiło się nawrotkę, biegło do rogu Nowego Światu i Świętokrzyskiej by wrócić znów pod kościół. Nie było ciśnienia na czas, więc postanowiłem tak jak mnie tego uczył Janek nie forsować się ale pobiec w wolniutkim tempie. Tak też zrobiłem, wyprzedzali mnie, a co. Ja zaś konsekwentnie biegłem dalej, aż w końcu przyszedł taki moment, że nawet wyprzedziłem kilka osób. Zakończyłem też mocnym finiszem. Emocji było co nie miara, ale niestety nie udało mi się przejść do regularnego biegania, a kolejny start był za miesiąc.
Wiedziałem, że chcę wejść do ekipy biegowej, bo podoba mi się idea, wspólnego biegania z Jankiem, Ulą i resztą ekipy. Po za tym mam w sobie też coś ta cała atmosfera wokół zawodów. Jak to mówią emocje - a to lubię.
Kolejny bieg mieliśmy w planach 9 maja, dzień wcześniej czekało nas tzw. przewietrzenie płuc, czyli sztafeta 4 x 1500m. Po malowaniu z Rafałem zdążyłem szybko wpaść do domu wziąć szybki prysznic, zjeść mało biegowy obiad, po którym mi się później cały czas odbijało kiełbaską i ruszyłem na Pola Mokotowskie gdzie miała odbyć się sztafeta. Biegłem jako trzeci zawodnik. Trasa to były właściwie 2 rundki wokół jeziorka. Tempo raczej szybkie, choć przyznam, że też jakoś bardzo nie forsowałem się, choć starałem się jednak biec szybciej niż w biegu na 5km. Emocje też były, bo przede mną, jakieś 100 metrów biegł facet z BGŻ. Z początku założyłem sobie, że postaram się biec tak aby mi nie odskoczył, a najwyżej tuż przed finiszem spróbuję go dogonić. Okazało się zaś, że już pod koniec pierwszego okrążenia udało mi się go wyprzedzić, a ostatecznie przybiegł daleko za mną.
Na koniec było kupę śmiechu, bo okazało się, że miałem najlepszy czas z całej naszej ekipy. A jako jedyny właściwie nie trenuję, dzień zaczynam od kawy i palę pół paczki dziennie. Teraz cała ekipa śmieje się i mówi, że też chyba zaczną palić, żeby poprawić swoje wyniki:)
W ekipie sztafety byłem ja, Janek, Ula i Piotr. A wsparcie dawała nam rodzina Janka i Piotrka, było rewelacyjnie i do tego przepiękna pogoda.
Wiedziałem, że chcę wejść do ekipy biegowej, bo podoba mi się idea, wspólnego biegania z Jankiem, Ulą i resztą ekipy. Po za tym mam w sobie też coś ta cała atmosfera wokół zawodów. Jak to mówią emocje - a to lubię.
Kolejny bieg mieliśmy w planach 9 maja, dzień wcześniej czekało nas tzw. przewietrzenie płuc, czyli sztafeta 4 x 1500m. Po malowaniu z Rafałem zdążyłem szybko wpaść do domu wziąć szybki prysznic, zjeść mało biegowy obiad, po którym mi się później cały czas odbijało kiełbaską i ruszyłem na Pola Mokotowskie gdzie miała odbyć się sztafeta. Biegłem jako trzeci zawodnik. Trasa to były właściwie 2 rundki wokół jeziorka. Tempo raczej szybkie, choć przyznam, że też jakoś bardzo nie forsowałem się, choć starałem się jednak biec szybciej niż w biegu na 5km. Emocje też były, bo przede mną, jakieś 100 metrów biegł facet z BGŻ. Z początku założyłem sobie, że postaram się biec tak aby mi nie odskoczył, a najwyżej tuż przed finiszem spróbuję go dogonić. Okazało się zaś, że już pod koniec pierwszego okrążenia udało mi się go wyprzedzić, a ostatecznie przybiegł daleko za mną.
Na koniec było kupę śmiechu, bo okazało się, że miałem najlepszy czas z całej naszej ekipy. A jako jedyny właściwie nie trenuję, dzień zaczynam od kawy i palę pół paczki dziennie. Teraz cała ekipa śmieje się i mówi, że też chyba zaczną palić, żeby poprawić swoje wyniki:)
W ekipie sztafety byłem ja, Janek, Ula i Piotr. A wsparcie dawała nam rodzina Janka i Piotrka, było rewelacyjnie i do tego przepiękna pogoda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz